
Nowy rok szkolny przyniósł ze sobą reformę edukacji. Przed 1 września spodziewano się masowych zwolnień, narzekano na zbyt szybkie tempo wprowadzanych zmian, a także krytykowano niedopracowaną podstawę programową. Jak z narzuconymi przez Ministerstwo Edukacji Narodowej wytycznymi poradziły sobie nasze szkoły? Wyjaśnia Krzysztof Markiewicz, prezes oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego w powiecie lipnowskim, który ma na swoim koncie 35 lat aktywnej pracy jako nauczyciel
– Przed zapadnięciem decyzji o likwidacji gimnazjów i wydłużeniu nauki w szkołach podstawowych do ośmiu klas najbardziej obawiano się zwolnień. Czy ten czarny scenariusz się spełnił?
– Masowych zwolnień jeszcze nie było. Niewielu nauczycieli straciło pracę. Niektórzy skorzystali z możliwości przejścia na świadczenie kompensacyjne, inni przebywają na urlopach zdrowotnych, choć jest to znikoma liczba. Niektórzy nie chcieli pracować na części etatu, stąd zdecydowali się przebranżowić. Wprowadzanie reformy jest rozłożone w czasie, więc problemy będą piętrzyły się dopiero w kolejnych latach. Przyjdzie taki moment, że w pewnych placówkach będzie trzeba zwolnić wielu nauczycieli, bo samorządy nie będą w stanie ich zatrudnić w innych szkołach.
– Jak obecnie wygląda sytuacja w szkołach działających na terenie powiatu lipnowskiego?
– Obecnie w oddziale dysponujemy informacjami pochodzącymi z 22 placówek działających na terenie powiatu z wyłączeniem gminy i miasta Dobrzyń nad Wisłą, a także gmin Bobrowniki i Tłuchowo. Z moich informacji wynika, że w tym roku ze względu na obecne zmiany 15 nauczycieli ma niepełny etat. Z kolei 23 pracuje w kilku placówkach, by uzbierać godziny do pełnego etatu. Są i tacy, którzy musieli podjąć zatrudnienie w trzech, czterech, a nawet pięciu szkołach jednocześnie. Tak się dzieje najczęściej w przypadku nauczania chemii, fizyki, geografii czy j. niemieckiego. To poważny problem nie tylko z ułożeniem planu zajęć, ale także wymaga od nauczycieli uczestnictwa w radach, zebraniach i wywiadówkach we wszystkich placówkach, w których są zatrudnieni.
– Które szkoły szczególnie zagrożone są zwolnieniami kadry lub całkowitą likwidacją?
– Sytuacja jest trudna zwłaszcza w samodzielnych gimnazjach. W gimnazjum w Lipnie część nauczycieli już uzupełnia etaty w szkołach podstawowych na terenie miasta. Można zapytać czy po ostatecznej likwidacji gimnazjum wszyscy nadal będą mieli pracę? Wątpię. Pamiętajmy, że zwolnieniom również podlegają pracownicy obsługi. Jednak w najgorszej sytuacji są małe szkoły działające na terenach wiejskich, gdzie dodatkowo wyraźnie widoczny jest niż demograficzny. Na przykład w podstawówce w Trzebiegoszczu klasy są łączone, ponieważ w danych rocznikach jest zaledwie po kilkoro uczniów. Takich szkół jest więcej, również w gminie Skępe, Chrostkowo, a ich przyszłość jest niepewna. W ten sposób próbuje się ratować te szkoły.
– Pytanie jak długo?
– Tego nikt dzisiaj nie wie. Niestety, powrót do klas łączonych, to zupełna zmiana sposobu pracy z uczniami, bo nauczyciel musi zrealizować dwa tematy na jednej lekcji. Z kolei w Stalmierzu zmniejszono podstawówkę do trzech klas nauczania wczesnoszkolnego, a to wpłynęło na ograniczenie zatrudnienia. Ta placówka jest właściwie na wymarciu, bo uczy się w niej bardzo mało dzieci. Czarne chmury wiszą też nad Karnkowem, które to gimnazjum zawsze osiągało bardzo dobre wyniki. Niestety w kolejnych latach będzie coraz gorzej z zatrudnieniem, chyba że nauczyciele znajdą pracę w innych placówkach. Niektórzy dyrektorzy już dziś zgłaszają, że w przyszłym roku posypią się wypowiedzenia. Obecnie jest jeszcze spokojnie, ale każde zwolnienie, to przecież życiowa tragedia dla pracownika oraz problemy, nie tylko finansowe, dla jego rodziny.
– Z pozostałych gmin są lepsze informacje?
– Obecnie problemów z zatrudnieniem jeszcze nie ma w większości gmin. Są szkoły, w których nauczyciele mają nie tylko pełne etaty, ale zdarza się, że otrzymali dodatkowe godziny. Najczęściej wynikają one z indywidualnego nauczania, ponieważ dopiero we wrześniu szkoły posiadają pełną wiedzę na temat liczby dodatkowych godzin, które dzielą wśród nauczycieli. W gminie Kikół tylko troje nauczycieli musi uzupełniać etat w więcej niż jednej placówce, reszta ma pracę. W Lipnie samorząd stara się wykorzystywać potencjał zagrożonych utratą pracy nauczycieli i szuka dla nich etatów. Przejmują ich podstawówki, w których jest dużo uczniów i działa w nich po kilka oddziałów z danego rocznika. W Wielgiem również wszyscy zachowali pracę. Z kolei w szkołach prowadzonych przez powiat także część nauczycieli uzupełnia etaty, zwłaszcza w tych placówkach, w których uruchomiono więcej klas, niż wcześniej zakładano.
– Przed wprowadzeniem reformy dużo mówiło się o potrzebie dostosowania placówek pod względem technicznym. Czy wszystkie są gotowe do realizowania programu według reformy?
– Nie udało się spełnić wszystkich wymogów i na pewno w najbliższym czasie się to nie zmieni. Mam tu na myśli chociażby odpowiednie wyposażenie gabinetów chemicznych i fizycznych. Szkoły podstawowe są do tego nieprzygotowane. Samorządy nie mają na to środków, bo są obciążone innymi ważnymi społecznie zadaniami. W lepszej sytuacji są szkoły, w których działa także gimnazjum, bo tam są chociaż namiastki pracowni. Niemniej w wielu placówkach należałoby także wymienić przestarzałe komputery, doposażyć pozostałe sale lekcyjne. Zmiana programów, to nie tylko wymiana podręczników, ale także oprogramowania komputerów dostosowanego do nowej podstawy programowej. Na wszystko potrzebne są pieniądze, których ciągle brakuje.
– Czy mówi się już o ewentualnym zagospodarowaniu budynków po szkołach, którym w kolejnych latach grozi likwidacja?
– Jest za wcześnie, by rzucać pomysłami na zagospodarowanie budynków, w których trwa jeszcze nauka. Sprzedać takie nieruchomości jest bardzo trudno, a i to nie gwarantuje utrzymania ich przy życiu. Szczególnie w gminach wiejskich jest to poważny problem. Pokazuje to przykład budynku w Ryszewku, czy w Makówcu, który mimo sprzedaży niszczeje. Kolejne lata pokażą, które placówki ulegną likwidacji i w jaki sposób budynki te będą zagospodarowane.
– Fala krytyki nie ominęła także podstawy programowej. Niektórzy uważają, że była pisana na kolanie. Jaka jest pana opinia?
– Nie da się napisać porządnych programów, skorelowanych ze sobą w ciągu kilku miesięcy. Ten proces musi trwać co najmniej dwa lata. Jesteśmy zaniepokojeni faktem, że wiele spraw nie jest ujętych właściwie lub brakuje ich w treści zatwierdzonej podstawy. Jest to widoczne nie tylko w programie historii. Mniej godzin na realizację zagadnień ogranicza również zakres treści, a chcemy mieć przecież dobrze wykształconą młodzież.
– Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.
Rozmawiała Natalia
Chylińska-Żbikowska
fot. nadesłane
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Patrząc na pana Markiewicza to oświata miewa się chyba całkiem nieźle :):)