Reklama

Były komendant policji: "Jak nie Lipno, to..."

Gazeta CLI
19/07/2016 20:32

Dariusz Garbarczyk komendantem lipnowskiej komendy policji był przez ponad 7 lat. Z końcem czerwca odszedł niespodziewanie na emeryturę. Jakie były przyczyny tej decyzji?

– Jak to się stało, że przywędrował pan do naszego regionu?

– Pochodzę ze Starachowic w byłym województwie kieleckim. Po szkole średniej przyjechałem na studia do Torunia. Jestem w tej mniejszości, która najpierw skończyła studia, a potem przyszła do pracy w policji. Za sprawą rodziców zawsze uważałem, że wykształcenie jest najważniejsze. Udało mi się skończyć wydział prawa na UMK w Toruniu. Wtedy wcale nie myślałem o pracy w policji.

– A więc skąd pomysł przywdziania munduru?

– Po studiach w 1990 roku jeszcze nie wiązałem swoich losów z Toruniem, czy tym bardziej z Lipnem. Byłem wtedy „scyzorykiem”, po studiach pojechałem do Kielc, gdzie zdałem egzamin na aplikację prokuratorską. Było nas wielu, mnie zaproponowano aplikację pozaetatową, ale nie bardzo mnie to przekonywało. I sam nie wiem, skąd wziął się ten pomysł. W mojej rodzinie nie ma żadnych tradycji. Tata jedynie rozpoczął wojskową szkołę oficerską w Jeleniej Górze, ale z przyczyn rodzinnych ją zostawił. A ja ni stąd, ni zowąd w 1991 roku pojawiłem się w ówczesnej Komendzie Wojewódzkiej w Toruniu.

– Pomogło zdobyte wcześniej wykształcenie?

– Byłem już po ślubie z moją żoną. Gdy wówczas w policji usłyszeli, że skończyłem studia wyższe, zainteresowanie moją osobą wzrosło. Gdy dowiedzieli się, że skończyłem prawo, zainteresowanie sięgnęło zenitu. Wystartowałem w „dochodzeniówce”. Najpierw byłem w komisariacie, potem w komendzie rejonowej, aż wreszcie wojewódzkiej. Trwało to 7 lat.

– Później był rozdział bydgoski.

– Wtedy pojawił się w Bydgoszczy twór zwany Ośrodkiem Szkolenia Policji, gdzie do końca jego istnienia, czyli 2002 roku pracowałem jako wykładowca. OSP podlegał pod komendę wojewódzką, więc przeniesiono mnie do wydziału kontroli w Bydgoszczy. Była to komórka, która z założenia miała policjantom pomagać, ale tak naprawdę stanowiła coś w rodzaju kontroli wewnętrznej. Tam pracowałem 2 lata i ówczesny naczelnik zaproponował mi stanowisko swojego zastępcy, które pełniłem do 2009 roku.

– A jak zaczął się ten najbliższy nam, czyli lipnowski?

– W 2009 roku usłyszałem od swojego zwierzchnika, że „trzeba by iść do Lipna na komendanta”. Podjąłem rękawicę, choć wiedziałem, że nie byłem pierwszym wyborem, a Lipno cieszyło się złą sławą. Wielu bało się tego wyzwania. Po mnie sięgnięto chyba trochę w akcie desperacji. A w wydziale kontroli miałem spokojną, urzędniczą robotę. Można by tam siedzieć do końca świata. I tak zaczęła się moja lipnowska przygoda.

– Lipno to dzisiaj pański dom.

– Dojeżdżałem do pracy przez kilka lat, aż do zimy ubiegłego roku, gdy się tutaj osiedliłem. Żałuję, że zrobiłem to tak późno, bo zakochałem się w Lipnie wcześniej. Już wcześniej myślałem, by podjąć taką decyzję, w końcu wspólnie z żoną to zrobiliśmy.

– Rozwińmy wątek nie najlepszej opinii o naszym regionie. Co było nie tak jak należy?

– Opinia o Lipnie była taka, że to trudny teren. Ja byłem tu wcześniej kilka razy na kontrolach i tę komendę trochę znałem. Już wcześniej myślałem, że byłoby to dobre miejsce do kontynuowania swojej pracy. Zastałem jednostkę z bardzo dobrymi wynikami, ze statystykami gdzieś w czubie województwa. Nie wiem, czym spowodowana była zmiana moich poprzedników, natomiast jednostka była skłócona. Atmosfera była nieciekawa i paradoksalnie było to dla mnie duże ułatwienie, bo jak ktoś doprowadził do takiej sytuacji, wystarczyło to tylko zmienić.

– Jak wyglądały statystyki przestępstw i skąd łatka, która Lipnu towarzyszy do dziś?

– Zawsze wierzyłem, że metoda jest w rozumnym działaniu. Tłumaczyłem policjantom, że nie ścigają bandytów czy wręczają mandaty po to, by robić to dla lepszych wyników, a zwyczajnie, by poprawiać bezpieczeństwo. Na terenie powiatu dochodziło do jednego, góra dwóch zabójstw rocznie, były lata, gdzie takich zdarzeń nie było wcale. Jeśli dodać do tego kilkanaście rozbojów, to można śmiało stwierdzić, że powiat i miasto są w skali województwa bezpieczne, bo moim zdaniem to liczba zbrodni o tym właśnie decyduje. Mam wrażenie, że ta zła sława ciągnie się za Lipnem jeszcze z czasów dawnego województwa włocławskiego. My borykamy się raczej z drobną, ale uciążliwą społecznie przestępczością.

– Czy przez te 7 lat doprowadził pan do zwiększenia poziomu bezpieczeństwa w powiecie?

– Samego siebie nie jest łatwo oceniać, ale chciałbym, aby tak było. Mnie interesowały statystyki tylko jako narzędzie do oceny, bo z tego jako kierownicy jednostek byliśmy rozliczani. Mierników statystycznych jest z każdym rokiem coraz więcej. Najważniejsza jest jednak opinia ludzi, bo jeśli oni czują się bezpiecznie, to znaczy, że policjanci dobrze pracują. Ale czy to się poprawiło za mojej kadencji, nie wiem. Myślę, że na pewno się nie pogorszyło.

– Z jakimi opiniami o swoich policjantach spotykał się pan?

– Opinie bywały różne. Mieliśmy od kilkunastu do ponad dwudziestu skarg na policjantów w roku. Ale one dotyczyły głównie funkcjonariuszy ruchu drogowego za wystawione mandaty. Poprzednia burmistrz próbowała w Lipnie stworzyć coś w rodzaju mapy zagrożeń, ale w mojej ocenie zabrała się za to od złej strony. Ale choćby podczas wizyt dziennikarzy, samorządowców i zwyczajnych petentów nie było opinii w stylu „weźcie się do roboty, bo zrobiło się niebezpiecznie”. To daje mi pewność, że stanu bezpieczeństwa nie pogorszyliśmy

– Wielu uważa, że nie pomogła reorganizacja, czyli zlikwidowanie przed kilkoma laty części posterunków w gminach.

– Tu się nie zgodzę. To był mój autorski pomysł. Już po trzech miesiącach wiedziałem, że komenda nie może funkcjonować z siedmioma posterunkami. Absolutnie nie chodziło o pieniądze, czyli o rentowność. W posterunkach etatowo było teoretycznie pięciu ludzi, faktycznie trzech, może czterech. Jako że patrole są dwuosobowe, byliśmy w stanie obsadzić co najwyżej dwie zmiany. Po prostu brakowało ludzi do pracy. Trzeba było więc wzmocnić posterunki, zmniejszyć ich liczbę, by te które pozostały, stały się silniejsze. Zaczęło to szybko przynosić efekty, czego najlepszym przykładem jest choćby Dobrzyń. W Wielgiem byłem niedawno na sesji, nikt nie ma już pretensji o zabranie posterunku. Na początku ludzie się bali reorganizacji, ale ja starałem się ich przekonać, że nie mury posterunku pilnują porządku, a ludzie. Już w 2010 roku wyjeżdżaliśmy po nowemu. Choćby w Bobrownikach także szybko ucichły głosy sprzeciwu. Zlikwidowałem te posterunki, które uznałem za zbędne.

– A jak wygląda kwestia bezpieczeństwa, jeśli spojrzymy pod kątem miast i gmin? Gdzie jest najgorzej?

– Mapa zagrożeń zawsze rozkłada się zgodnie z kluczem demograficznym, a więc tam gdzie są największe skupiska ludności, jest też najwięcej zdarzeń. Dlatego liderem jest Lipno, potem kolejne miasta: Dobrzyń i Skępe, dalej Kikół itd.

- Wracając do tematu skarg na policjantów, dużo było poważniejszych spraw?

– Od początku w Lipnie byłem nacechowany pracą w wydziale kontroli, gdzie ciągle sprawdzaliśmy prawidłowość pracy policjantów. Dlatego podchodziłem do tego z pewnym dystansem. Aby oddalić ewentualny zarzut, że zrobię to stronniczo, w każdym przypadku zarzutu o popełnieniu przestępstwa przez policjanta kierowałem sprawę do prokuratury. W czasie mojej pracy tutaj trzej policjanci zostali zwolnieni za pobicie. Nie zwykłem niczego zamiatać pod dywan, dlatego jeszcze przy pokrzywdzonym zawiadomiłem prokuraturę. Robiłem to czasem ku niezadowoleniu funkcjonariuszy. Tamta sprawa była najpoważniejsza, ale zdarzyło się jeszcze kilka skarg potwierdzić, kiedy policjanci wykazali się brakiem profesjonalizmu. W rekordowym roku mieliśmy 22 skargi, ale wówczas tylko jedna się potwierdziła. Ludzie piszą skargi pochopnie, pod wpływem emocji i często z zupełną nieznajomością prawa.

– Zawsze mówiono o panu jako o człowieku otwartym i chętnym do rozmów.

– Różnica między mną a moim poprzednikiem była taka, że ja otworzyłem swój gabinet. Ale zrobiłem to w sensie dosłownym. Moi policjanci, pracownicy, ale i petenci mogli przyjść zawsze, gdy byłem w pracy i nie miałem nic ważniejszego do zrobienia. Często nawet ludziom nieznajomym dawałem swój numer telefonu, bo sądziłem, że jako komendant chcę to zrobić, by zapewnić obywatela, że ja nie jestem od razu po stronie policjanta i jestem otwarty na rozmowę. Starałem się rozumieć, że skoro ktoś u mnie jest, to sprawa jest dla niego bardzo ważna, zatem i ja tak ją traktowałem.

– Jak często obywatele sami przychodzili, by rozmawiać?

– Bywały takie tygodnie, że przychodził ktoś co drugi dzień, albo gdy przychodziły dwie osoby dziennie, ale czasem tygodniami nikt się nie pojawiał. Na pewno więcej takich rozmów było, gdy urzędowaliśmy w centrum. Ludzie starszej daty przychodzili opowiadać mi o swoich spostrzeżeniach, że tam piją, albo tu jest niebezpiecznie. Dla mnie to były najcenniejsze sygnały.

– Doniosłym momentem w pańskiej pracy były przenosiny ze starej do nowej siedziby.

– O ile z zewnątrz stara wyglądała jeszcze nieźle, wewnątrz było tragicznie. Ja byłem takim farciarzem, że założę się, że nie będzie po mnie komendanta, który dostąpił tylu łask i tyle szczęścia. Miałem wojewódzkie obchody święta policji, co oczywiście może się powtórzyć. Ale już przeprowadzka do nowej siedziby nie wydarzy się przez kolejne 200 lat. Wreszcie mieliśmy nadanie sztandaru. Dodatkową satysfakcję mam, że nowe siedziby zyskały posterunki w Dobrzyniu i w Skępem. Posterunki w Tłuchowie i Kikole zostały wyremontowane i wyposażone w nowy sprzęt. Dzięki współpracy z samorządami udawało się utrzymywać te obiekty prawie bezkosztowo. To wszystko wynik rozmów, bo jeśli komendant zamknie się w gabinecie, to wszystko samo do niego nie przyjdzie. Chcę podkreślić, że nowa komenda to zasługa starosty Krzysztofa Baranowskiego, który osobiście zdołał przekonać ludzi w rządzie, by znalazły się środki na budowę.

– Wniosek jest taki, że dobrze wspomina pan pracę w Lipnie?

– Gdyby było inaczej, na pewno bym tutaj nie zakotwiczył na stałe.

– Tym bardziej bolesne musiało być rozstanie.

– Po kilku latach zorientowałem się, że Lipno będzie moją ostatnią jednostką. Trochę naiwnie sądziłem, że jak będę dobrze kierował komendą, miał nie tylko odpowiednie statystyki, ale przede wszystkim dobrą opinię, to będę mógł tutaj pracować przez wiele lat. O tym, że policja jest organizacją hierarchiczną, wiedziałem od zawsze. Zetknąłem się więc z brutalną rzeczywistością. Zaproponowano mi pracę w jednostce odległej o ponad 100 km stąd. Wielu moich kolegów pewnie by z takiej opcji skorzystało, bo przecież nic strasznego się nie dzieje, gdy komendanci zmieniają się co 2-3 lata. Ale ja uważam, że jeśli ktoś dobrze kieruje daną jednostką, powinien robić to dłużej. Gdy jednak dostałem konkretną propozycję, zdecydowałem, że jeśli nie Lipno, to już żadna inna komenda.

– Dlaczego?

– Nigdzie nie powtórzyłbym już tych sukcesów i tych relacji, które udało się zbudować. To jak piłkarze, którzy dogrywają do emerytury w A-klasie. A ja cenię tych, którzy kończyli kariery będąc u szczytu i nie rozmieniali się na drobne.

– Jak „technicznie" wyglądało pańskie odejście? Nikt nikogo nie zwolnił?

– Odszedłem na emeryturę na własną prośbę. Napisałem raport do komendanta wojewódzkiego, który ku mojej uciesze rozpatrzył go pozytywnie, choć wcale nie musiał tego robić. Wcale nie musiało być tak słodko. Jestem wdzięczny mojemu szefowi, że pozwolił mi odejść w ten sposób. 1 czerwca miałem pierwszą rozmowę z szefem, potem były dwa dni na zastanowienie i 3 czerwca napisałem raport z prośbą o przejście w stan spoczynku z dniem 30 czerwca. Nieczynienie mi „pod górę” odbieram jako dobrą wolę ze strony przełożonego.

– Mimo wszystko w ostatnich latach był pan jednym z najdłużej pracujących komendantów w województwie.

– Gdyby prześledzić województwo, to myślę, że rotacja na stanowiskach komendantów jest duża, zmieniają się co dwa, może trzy lata. Ja starałem się nie zmieniać często naczelników. Nie jestem zwolennikiem wielu zmian. Jeśli ktoś uważa, że takie zmiany służą lepszemu, to może powinno się utworzyć kadencyjność.

– A jak to było z odejściem?

– Po cichu do Lipna przyszedłem i tak samo postanowiłem odejść. Ponownie dziękuję szefowi, że przychylił się do mojej prośby i pożegnał mnie w swoim gabinecie. Z załogą pożegnałem się dzień wcześniej, 29 czerwca, bez zbytniej pompy. 13 czerwca do pracy przyszedł mój ówczesny zastępca, który obecnie jest już pełniącym obowiązki komendanta. Miałem frajdę, bo chciał czerpać z mojego doświadczenia.

– Była okazja do pożegnania z samorządowcami?

– Z niektórymi się spotkałem, z niektórymi jeszcze nie i pewnie się już nie spotkam. Nie lubię fałszu i zakłamania, dlatego nie chciałem pożegnania oficjalnego, gdzie wszyscy staliby i wystawiali mi piękne laurki. A przecież nie ma takiej możliwości, by każdy był wtedy w stu procentach szczery. Po co więc tworzyć taką fikcję? Miałem to szczęście, że nad formułą pożegnania w jednostce miałem pełne panowanie i zdecydowałem, z kim „przybiję piątkę”.

– Spotkał pan na swojej drodze ludzi odpornych na dialog?

– Starałem się dogadać z każdym, nie patrząc pod jakim sztandarem pracuje. Nie będę teraz operował nazwiskami, ale z jednym samorządowcem nie dogadałem się zupełnie, bo to nieelegancki człowiek.

– Co teraz, po 25 latach pracy w policji, będzie robić 51-letni człowiek? Może kierunek obrany na studiach?

– Ja się nigdy ze sobą nie nudziłem. Mam urlop, wieczny weekend. Zawsze mieszkałem w bloku, teraz okazuje się, że trzeba np. kosić trawnik. Mamy dwa koty i dwa psy. Na aplikację jestem już zbyt stary, droga tutaj jest długa, więc zupełnie o tym nie myślę. Przez ostatnie dwa lata nie miałem urlopu, bo zawsze się coś działo. Odpoczynek się więc przyda, a co będzie, czas pokaże. Najważniejsze, by było zdrowie.

– Zdrowia więc życzymy.
 

Tekst i fot. (ak)

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2017-07-24 22:23:41

    Miałem okazję poznać Pana Garbarczyka jako wykładowcę OSP w Toruniu. Wiedzę jaką mi przekazał okazała się nieoceniona w dalszej mojej służbie. Po kilku latach mieliśmy okazję powspominać czas nauki. Myślę, że koledzy z Lipna mogli śmiało mówić o sobie, że są szczęściarzami mając takiego przełożonego. Policja straciła bardzo dobrego fachowca. Szkoda. Panie Darku życzę wszystkiego dobrego na emeryturze.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2017-09-16 17:28:47

    Opowiedz lepiej o swoich seksualnych podbojach z zajeżdzie "Róża Wiatrów" w Głogowie zwłaszcza o podwładnych policjantkach mężatkach, które tam obracałeś. Opowiedz o tym jak lubisz chlać wódę i o tym jak twoje zwłoki były podrzucane pod drzwi mieszkania Na Skarpie ....

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • xxl - niezalogowany 2021-04-12 09:07:25

    a co, zazdrościsz mu?

    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo lipno-cli.pl




Reklama
Wróć do