
Andrzej i Bogumiła Gzubiccy od dwóch lat mieszkają w Grodzeniu 44. Odkąd się tam osiedlili, nie mają bieżącej wody. Choć blisko przebiega gminny wodociąg, to z powodu sąsiedzkich waśni nie można wykonać przyłącza. Z kolei doprowadzenie wody z drugiej strony ulicy blokują koszty
O trudnej sytuacji życiowej mieszkańców Grodzenia poinformowała nas jedna z sąsiadek państwa Gzubickich. – Oni nie mają wody z sieci gminnej, tylko przywozi im ją ochotnicza straż. Rozmawiałam z tą sąsiadką, a jak długo prosi, jak chodzi do wójta? A ona odpowiada ze łzami w oczach, że to już dwa lata. Żal mi tej rodziny, bo dbają o dzieci i o dom. Są bardzo mili dla innych, pomagają jak tylko mogą, a tu mają taki problem z wodą – napisała w liście do naszej redakcji Czytelniczka z Grodzenia.
Bez wody od 2 lat
Odwiedziliśmy rodzinę Gzubickich. I okazuje się, że mimo że żyjemy w XXI wieku są jeszcze w regionie ludzie, którzy nie mają bieżącej wody. – Mieszkamy tu od dwóch lat we czwórkę, z dziećmi Piotrem i Pawłem. Przeprowadziliśmy się tu z Makówca. Z sąsiadami mamy problem, bo kiedyś oni tu mieszkali, ale ich szwagier nie sprzedał tej posesji im, tylko nam. Chyba dlatego nie chcą się zgodzić, by przez ich działkę przeprowadzić wodociąg, a to by było według gminnych urzędników najprostsze – opisuje sytuację Andrzej Gzubicki.
Jak wyjaśniają mieszkańcy Grodzenia 44, wójt Józef Predenkiewicz próbował interweniować u wspominanych sąsiadów, chciał się dogadać, proponując im umorzenie podatku, ale bez skutku.
– Chodziliśmy do nich, prosiliśmy, to na nic. Proponowaliśmy podpisanie oświadczenia o wyrażeniu zgody na zrobienie przyłącza przez ich działkę, ale wróciliśmy od nich z kwitkiem. Nie zgodzą się i koniec. Kiedyś powiedzieli do sąsiadów, że jak nam nie pozwolą podłączyć wody, to się wyniesiemy. Najchętniej by się nas stąd pozbyli – dodaje Andrzej Gzubicki.
Łzy w oczach
Mężczyzna utrzymuje się z niewielkiej renty, jego żona pracuje na tzw. godzinówkach w gminie. Przy dwójce dzieci (piąta klasa podstawówki i pierwsza gimnazjum) wydatków nie brakuje, mimo to Gzubiccy sobie radzą. U wójta także interweniowali, ale jak sami zaznaczają, nie winią jego za tę sytuację. A co oznacza brak bieżącej wody dla rodziny z dziećmi, tłumaczyć nie trzeba. Żyje się po prostu bardzo ciężko.
– Rozmawiałam z wójtem wielokrotnie. Obiecywał, że zajmie się problemem, ale zaznaczał, że musi mieć na to pieniądze. Oprócz nas jeszcze jedna mieszkanka nie ma wody. Dowozi nam ją beczkowozem OSP Kikół, wlewają nam do studni, sami ją czerpiemy. Ale nie dość, że nie ma wody w kranie, to tej dowożonej po prostu brakuje. Niedawno dzieci poszły do szkoły brudne, bo przecież jak wody brakuje, to ważniejsze jest gotowanie niż pranie. Ile tak można? Nieraz nad tym płaczę – mówi Bogumiła Gzubicka.
Sąsiedzi nie komentują
Czy faktycznie wszystkiemu winni są sąsiedzi, którzy nie godzą się na poprowadzenie przyłącza przez swoją działkę? Zapukaliśmy także do ich drzwi, ale na miejscu nie było osoby decyzyjnej, tj. matki i nikt nie mógł z nami rozmawiać. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jednak, że obie rodziny mają ze sobą na pieńku. O ile Gzubiccy zarzucają sąsiadom blokowanie dostępu do wodociągu, to w drugą stronę są zarzuty o pomówienia, a nawet nasyłanie policji. Jest pomysł, aby podciągnąć wodę z drugiej strony, pod ulicą, ale to spowoduje dodatkowe koszty.
– Oczywiście problem jest mi znany, walczę co najmniej od roku, żeby go rozwiązać. Z sąsiadami państwa Gzubickich próbowałem się porozumieć, byłem nawet na zebraniu sołeckim w Grodzeniu. Proponowałem umorzenie podatku w zamian za zgodę na przeprowadzenie wodociągu przez ich działkę, ale bez skutku. Faktycznie jest też opcja poprowadzenia wody z drugiej strony, od ujęcia przy remizie. Ale tutaj trzeba się przekopać pod ulicą, to będzie generować dodatkowe koszty, a i trzeba uzyskać niezbędne pozwolenia – wyjaśnia wójt Józef Predenkiewicz.
Pomoc w przyszłym roku
Mimo tych przeszkód włodarz gminy obiecuje, że patowa sytuacja zostanie najdalej w przyszłym roku rozwiązana. – Chcemy jak najszybciej przygotować kompletną dokumentację i znaleźć pieniądze w budżecie na przyszły rok. Do tego potrzebna mi aprobata rady gminy, bo mowa jest o środkach rzędu nawet dziesiątek tysięcy zł. Trzeba dogadać się z Zarządem Dróg Powiatowych, by kopać pod ulicą. Generalnie przyłącza wykonywaliśmy już w przypadku kilkunastu rodzin w całej gminie, m.in. w Trutowie czy Dąbrówce, bo ludziom wyschły studnie. Tutaj też zrobimy wszystko, by pomóc, ale trzeba jeszcze trochę cierpliwości. Myślę, że na wiosnę przyszłego roku powinno się udać. A póki co trzeba sobie radzić tak, jak to możliwe – kończy Predenkiewicz.
Potrzebna cierpliwość
Choć trudno w to uwierzyć, to czteroosobowa rodzina od dwóch lat żyje bez bieżącej wody. W podobnej sytuacji jest jeszcze samotna, starsza kobieta, mieszkająca nieopodal. Gmina pomaga, organizując bezpłatne dowożenie wody beczkowozem. Mimo to nie przystoi, by działający kran był czymś upragnionym. Gdyby nie sąsiedzkie waśnie, sprawa byłaby rozwiązana szybciej. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że władze gminy nie udają, że problemu nie ma i deklarują pomoc. Mieszkańcom Grodzenia potrzeba niestety jeszcze sporo cierpliwości. Ale liczymy, że publiczne zapewnienia wójta – za aprobatą radnych – za kilka miesięcy przełożą się na czyny i ta kompromitująca w obecnych czasach sprawa znajdzie pozytywny finał.
Tekst i fot.
Andrzej Korpalski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
wody nie mogą doprowadzić ale na satelitę kasa jest