
W miniony poniedziałek służby porządkowe wzięły się za wykaszanie poboczy na ulicy Kłokockiej. Przy okazji kosą spalinową potraktowały tegoroczne odrosty sosen na prywatnej posesji, bo obciąć miały podobno krzak bzu po przeciwnej stronie drogi. – Pracownik zrobił to niefachowo, za co przepraszam, więcej tak robić nie będzie – zapewnia Robert Kapuściński, inżynier miasta.
– Jestem zszokowana, zbulwersowana i przerażona tym, co wyprawia na naszej uliczce jakiś pracownik miejski z kosą spalinową – zaalarmowały nas mieszkanki ulicy Kłokockiej w Lipnie w poniedziałkowe popołudnie. – Najpierw, jeszcze przed południem, kosili pobocza, to normalne, bo trawa wysoka, i każdy myślał, że o to chodzi. Ta głośna kosa spalinowa dawała o sobie znać co jakiś czas, ale nikt nie pomyślał, że ona jest wykorzystywana do przycinania naszych drzew. Dopiero jak zobaczyliśmy co się dzieje, jaki gwałt na przyrodzie dokonuje się w Lipnie, w środku dnia i w środku miasta, to zaczęliśmy alarmować, ale na wiele spraw było już za późno. Teraz tylko zostaje służby ochrony środowiska powiadamiać.
Po sygnale otrzymanym w naszej Redakcji udaliśmy się na ulicę Kłokocką w Lipnie, ale już pracownika nie było. Zastaliśmy jednak świeżo skoszone tegoroczne odrosty sosnowe leżące i na drodze, i na posesji, i mocno uszkodzone drzewka iglaste za ogrodzeniem jednej z posesji. Po drugiej stronie widać poszarpany krzak bzu. O wrażeniach mieszkańców trudno opowiadać, bo jeżeli dba się o drzewa, przycina je skrupulatnie, by gałązki nie wychylały się na drogę, ogród grodzi się po to, by żaden intruz nie wszedł, by uszkodzić zieleń, a pracownik mający dbać z zasady o zieleń miejską ponad ogrodzeniem zakrada się do młodych gałązek sosen w połowie czerwca, w czasie upałów i... z kosą spalinową, to trudno dziwić się emocjom.
My o to, co wydarzyło się na Kłokockiej i czy dzieła owego dokonywał rzeczywiście pracownik zlecony umową ratuszową (w co uwierzyć trudno), zapytaliśmy u źródła. Burmistrz nie miał czasu z nami o tym porozmawiać, ale powiódł się kontakt z inżynierem miasta. Robert Kapuściński po wnikliwym sprawdzeniu zdarzenia, rozmowie z osobami odpowiedzialnymi za utrzymanie zielonego ładu w Lipnie i oględzinach na miejscu wyjaśnił nam, o co chodziło.
– Może niefachowo to zostało zrobione, za co mogę przeprosić, prawdopodobnie pracownik spieszył się, poza tym niewielkie gałązki zostały przycięte. Chodziło o odsłonięcie znaku ograniczenia prędkości do 20 km, bo on był zastawiony listkami, a na Kłokockiej szybciej jeździć nie można, bo nie ma tam chodników, jest to droga bardzo wąska i chodzi o bezpieczeństwo – wyjaśnia nam Robert Kapuściński, inżynier miasta. – Ludzie do nas piszą, że znaki są pozastawiane krzewami, liśćmi i my musimy reagować. Uczulamy więc przedsiębiorstwo, z którym mamy umowę, żeby przy okazji wykaszania poboczy pracownicy przycinali także drzewa, by odsłonić znaki drogowe. Jeżeli więc na drogę wychodzi drzewo, to my je przycinamy, żeby zapewnić bezpieczeństwo. I tam był mało widoczny znak ograniczenia prędkości do 20 km, a on przecież coś mówi i chodzi o to, żeby tam nikt nie jechał szybciej.
Znak posadowiony został przy krzewie bzu. Z obserwacji mieszkańców wynika, że nie był zasłonięty przez liście, a właściciel wycinał w tym roku część krzewu, by ta widoczność była optymalna. I to widać gołym okiem, bo krzew jest podcięty przy ziemi, co pozwala rosnąć normalnie pozostałej części rośliny bez szkody dla bezpieczeństwa w ruchu. W miniony poniedziałek natomiast kosa spalinowa potraktowała bez z góry, z boku, jak leci, szarpiąc go i niszcząc. A żeby było jeszcze bardziej zadziwiająco sosny rosną po innej stronie wąskiej dróżki wiodącej przez ulicę Kłokocką, niczego nie zasłaniały i też zostały potraktowane silnym ostrzem kosy spalinowej skierowanym przez pracownika w górę i za ogrodzenie, a więc w pozycji niezwykle niedogodnej.
– Sosnę można przycinać do końca maja i tak zostało w tym miejscu zrobione, co widać, bo krewki kosiarz nie znalazł do ścięcia ani jednej dużej gałęzi, tylko drobne odrosty, które wykręca się ręką lub przecina sekatorem, jeśli chce się zatamować rośnięcie drzewa – wyjaśnia doświadczona ogrodniczka. – Nigdy nie spotkałam się z cięciem drzew czy krzewów kosą spalinową, a widziałam wiele. To sprzęt rwący, widać po szyszkach, które lawinowo spadły w wyniku siły silnika tej kosy, a młodziutkie, zielone szyszki są poprzecinane na drzewie na pół, spiłowane, tak jak młoda kora na odrostach sosnowych. Jeśli chodzi o kosy spalinowe, wszelkie podkaszarki, to one w ogrodach są mało stosowane w ogóle, bo to sprzęt dający sobie radę w zaroślach, wielkich, zaniedbanych trawach, dzikich krzewach, które trzeba wyciąć w całości. W zadbanych ogrodach są praktycznie bezużyteczne, bo tu nawet koszenie trawy kosiarką nie powinno odbywać się w czasie wysokich temperatur, bo powoduje wysychanie trawy, a przecież o każde źdźbło trawy, o każde drzewo nam chodzi.
Drzewa i krzewy powinny być przycinane, ale w sposób fachowy i odpowiednim sprzętem. I robią to służby porządkowe na zlecenie zarządców dróg czy np. zakładów energetycznych. Po wcześniejszym powiadomieniu na teren posesji wchodzą pracownicy i odpowiednio przycinają drzewa, by nie dotykały linii energetycznych czy nie zasłaniały latarni ulicznych.
– Chcemy, żeby drzewa rosły, ale samochody też muszą się jakoś poruszać – wyjaśnia inżynier Kapuściński. – Czasami rośliny tworzą tunel, przez który przejeżdżają samochody. Trzeba to jakoś pogodzić i drzewa przycinać, i my to też zlecamy, oczywiście nie kosą spalinową. Rozmawiałem już o tym i zapewniam, że więcej pracownicy nie będą tak robić. Tam na szczęście nic wielkiego nie stało się, przycięte zostały małe gałązki. Chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa i widoczność znaku ograniczenia prędkości, odbyło się to zgodnie z umową zawartą przez urząd miasta o obowiązku wykaszania poboczy.
A to na ulicy Kłokockiej szczególnie okazuje się ważne, bo droga jest zadziwiająco wąska i głębiej wykoszone pobocza kierowcy mają wykorzystywać do zjeżdżania w przypadku konieczności wyminięcie się z innym pojazdem. Jeśli nie ma gdzie zjechać, trzeba cofać do skrzyżowania, żeby inny kierowca mógł przejechać. O ile mieszkańcy tej ulicy muszą sobie jakoś radzić i wzajemnie ustępować miejsca, to z przejezdnymi jest ogromny problem. A tych niestety jest coraz więcej za sprawą rozbudowujących się osiedli w pobliżu i wykonania drogi łączącej ulicę Włocławską z ulicą Dobrzyńską, ze zjazdem w Kłokocką. Ulica Kłokocka jest starą ulicą miejską, z wąską dróżką, z zabudowaniami, nowością jest tylko nadmierny ruch samochodowy wrzucony mieszkańcom z nowej drogi wybudowanej prostopadle do Kłokockiej.
– To jest droga wewnętrzna dla mieszkańców, ja nie jestem zwolennikiem wprowadzenia tam jednokierunkowości na Kłokockiej i Żeromskiego, bo to jeszcze zwiększyłoby ruch – mówi Robert Kapuściński, inżynier miasta. – Wiem, że teraz przez Kłokocką objeżdżają mieszkańcy innych ulic, ale kiedy wyremontujemy Żeromskiego, ulica Kłokocka zostanie tylko drogą wewnętrzną dla 15 domów. My tam nic więcej nie możemy zrobić, taką drogę zastaliśmy, kiedyś samochodów było mniej i nikt nie patrzył na to, że droga ma tylko 4 metry szerokości. Teraz, nawet gdybyśmy mieli dużo pieniędzy, to byśmy musieli wykupić wszystkie nieruchomości, żeby była dobra droga.
Pozostaje mieszkańcom tej ulicy liczyć na opamiętanie, rozwagę i mądrość zewnętrznych użytkowników, którym przyjdzie przejechać tą wąską arterią osiedlową. I poszanowanie mieszkających tam ludzi. Ważne jest też to, że otrzymaliśmy zapewnienie o powściągnięciu pracowników od wykorzystywania kos spalinowych do przycinania drzew ozdobnych. Czujność mieszkańców jest jednak wciąż potrzebna, bo to najlepsze lekarstwo na krewkich operatorów sprzętu mechanicznego.
Tekst i fot. Lidia Jagielska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie