
W Prokuraturze Rejonowej we Włocławku trwa śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez dwóch policjantów z posterunku w Dobrzyniu nad Wisłą. Sprawa dotyczy ich grudniowej interwencji u państwa Tomkiewiczów w Michałkowie
W Michałkowie 7 mieszka czteroosobowa rodzina. Wioletta i Wiesław Tomkiewicz mają dwójkę dzieci: Weronikę i Kacpra. 6-letnia dziewczynka stała się świadkiem policyjnej interwencji, zakończonej szarpaniną rodziców z mundurowymi. Wszystko działo się 27 grudnia ub. roku. Tomkiewiczów odwiedził ojciec Wioletty, razem z jej mężem pili alkohol. Gdy gość udał się do zwaśnionych z Tomkiewiczami sąsiadów, niedługo potem przyjechała policja. Domownicy twierdzą, że patrol wezwali sąsiedzi. Dlaczego? Tego z kolei nie wiedzą. Chwilę później rozegrały się drastyczne sceny.
Doszło do szarpaniny
– Policjanci nawet się nie przedstawili, tylko powiedzieli, że szukają ojca. Gdy ten wyszedł do nich, mąż został w domu. Wtedy jeden z policjantów wpadł do środka i wypchnął mnie z drzwi. Używając niecenzuralnych słów, zaczął się odgrażać. Na to zareagował mąż, pytając, co się dzieje. Od słowa do słowa doszło do szamotaniny. Policjanci popchnęli męża, u którego na rękach była mała. Weronika uderzyła głową w ścianę. Wtedy złapałam jednego z nich za mundur, żeby wyrwać córkę. Zadzwoniłam też na policję, ale kazali jedynie złożyć skargę – relacjonuje Wioletta Tomkiewicz.
Wiesław Tomkiewicz w kajdankach opuścił mieszkanie. Na komendę do Lipna nie pojechał jednak ten, którego pierwotnie szukano. W protokole zatrzymania, który przedłożyli nam państwo Tomkiewicz, napisano, że mężczyzna obrażał funkcjonariuszy prowadzących czynności służbowe oraz naruszył ich nietykalność cielesną, szarpiąc za mundury. Z tym oczywiście mieszkańcy Michałkowa 7 się nie zgadzają.
– To bzdura, bo niczego nie utrudniał. Nie trzymał mojego ojca. Gdy ten był na zewnątrz, mąż leżał w domu na łóżku. Mnie sprawdzali dwa razy alkomatem, a że nigdy nie piję alkoholu, nic nie wykazało. Męża zabrali bez butów, w kalesonach jak bandytę. Przy zatrzymaniu został pobity – twierdzi Wioletta Tomkiewicz.
Pobity przez policję?
Tę wersję potwierdza mąż. – Przewrócili mnie na ziemię i bili pałką, co widziała Weronika. Wcześniej dostałem z pięści w twarz. Mimo że mam klaustrofobię, zamknięto mnie na komendzie w małym pomieszczeniu. Całe ręce mam drętwe, do tego silny ból. Prosiłem, żeby poluzowali mi kajdanki, bo nie czułem rąk. Potem w prokuraturze zeznali, że Weronika płakała już wcześniej. Oskarżyli mnie, że biłem i kopałem policjantów. Jak mogłem to robić, będąc tylko w skarpetkach i w kajdankach. Poza tym mam chore nogi. Ja, prawie 60-latek, skuty i chory kopałem młodych i wysportowanych policjantów? Szarpałem się to fakt, bo dziecko leżało pode mną, po tym jak mnie przewrócili – mówi Wiesław Tomkiewicz.
59-latek spędził w komendzie prawie dobę. Po przesłuchaniu został zwolniony. Żona nie dała jednak za wygraną i tego samego dnia złożyła skargę na policjantów. Sprawę odnotowano w lipnowskiej KPP, następnie trafiła ona do włocławskiej prokuratury.
– Potwierdzam, że taka sprawa jest, ale z uwagi na prowadzone śledztwo nie mogę ujawnić szczegółów interwencji – mówi Anna Kozłowska z Komendy Powiatowej Policji w Lipnie.
Śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez dobrzyńskich mundurowych toczy się od 26 stycznia w ProWkuraturze Rejonowej we Włocławku. Potwierdziła to prokurator Renata Jędrzejczak- Musialik. Na szczegółowe pytania, które zadaliśmy prokuraturze, odpowiedzi jeszcze nie otrzymaliśmy.
Nie chcą być patologią
Wioletta Tomkiewicz z mężem zapowiadają, że nie odpuszczą. Choć byli już bliscy polubownego rozwiązania sprawy i „dogadania się” z policjantami, to jednak boją się, że na wsi zostanie im przyszyta łatka rodziny patologicznej. A kobieta w prokuraturze przedstawiła zaświadczenia z przedszkola w Chalinie oraz z urzędu miasta w Dobrzyniu potwierdzające, że w rodzinie nie ma problemów z alkoholem.
Do sprawy wrócimy.
Tekst i fot.
Andrzej Korpalski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie