
Małgorzata Sadowska to urodzona w Lipnie aktorka teatralna, filmowa, serialowa, absolwentka warszawskiej szkoły teatralnej. W miniony weekend artystka odwiedziła swoje rodzinne miasto, a z rąk członków Lipnowskiego Towarzystwa Kulturalnego im. Poli Negri otrzymała wyjątkową dla niej nagrodę, Politkę
– Środowisko, w którym wyrastamy, rodzina ładuje nam baterie na całe życie – mówi Małgorzata Sadowska. – To, co mnie otaczało, właśnie miłość rodziny, przyjaciół, przyroda, piękne okolice, to stanowi wartość, której się nigdy nie zapomina i to mnie ukształtowało. To są prawdziwe, normalne wartości.
Aktorka podkreśla, że wszystkie jej pomysły spotykały się z pełną akceptacją w domu rodzinnym, u rodziców i braci. To nikt inny jak właśnie brat zawiózł młodą lipnowiankę, uczennicę wtedy trzeciej klasy lipnowskiego liceum, do Warszawy, do szkoły teatralnej na dni otwarte.
– Moja mama, której już z nami tutaj nie ma, zawsze akceptowała każdy mój pomysł, tata mnie wspierał, bracia, których mam – mówi Małgorzata Sadowska. – Ja nigdy wcześniej nie byłam w teatrze, ale wymyśliłam, żeby zdawać do szkoły teatralnej. Wszyscy pukali się głowę i pytali, jak ja to zrobię, a rodzice powiedzieli: dobrze. Nauczyciele, pani Barbara Żuchowska w liceum była dla mnie wyjątkową osobą, która mnie wspierała w tych moich pomysłach, ona mnie dopingowała. Jeśli się ma takie zaplecze w postaci rodziny i przyjaciół, ma się zdrowy kręgosłup moralny. Dzięki temu zawsze wiem, co jest dobre, a co złe i nie jest ważne w jakiej jestem sytuacji, a w naszym zawodzie dzieje się różnie, niektórzy wpadają w alkoholizm, depresję, nałogi, a ja wiem, że mam na kogo liczyć i dzięki temu jestem bardzo silna.
Lipnowianka do warszawskiej szkoły teatralnej dostała się za pierwszym podejściem. Ukończyła studia w 1991 roku i dostała angaż w Teatrze Polskim w Warszawie. Grała też w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu.
– Nie zawsze w naszym zawodzie jest miło i kolorowo, ale ja staram się zawsze wyciągać wnioski – mówi Małgorzata Sadowska. – Apeluję do młodych, by nie rezygnowali z marzeń. Najważniejsze jest to, żeby spełniać swoje marzenia. Życie bez pasji nie ma sensu, tak jak praca, która nie sprawia przyjemności. Ja żyję na ciągłych walizkach, ale ja to kocham, lubię swoją pracę. Mnie to nie obciąża, a sprawia ogromną satysfakcję i radość. Publiczność rekompensuje wszystkie trudy, niedospanie, zmęczenie. Podążajcie więc za marzeniami, spełniajcie je, róbcie wszystko, żeby marzenia się spełniły, a praca była pasją.
Lipnowianka przyznaje, że inspiracją dla niej była Pola Negri, gwiazda kina niemego pochodząca z Lipna. To jej życiorys podsunął pomysł spróbowania sił w zawodzie aktorskim. I udało się, a Pola jest wciąż ważna w życiu Sadowskiej, chociaż ona o Hollywood nie myśli.
– Jakaż ona musiała być magnetyczna, inteligentna, mądra i ile musiała mieć w życiu szczęścia – mówi Małgorzata Sadowska o swojej wielkiej rodaczce. – Ja zawsze podkreślam, że oprócz talentu jest bardzo istotne do jakiego pociągu wsiądzie się na dzień dobry, w jakim towarzystwie i w jakim czasie. Można być utalentowanym, ale praca i szczęście są najistotniejsze. Trzeba też zachować balans i równowagę. Ja jestem szczęściarą, bo udało mi się mieć rodzinę i mieć dzieci, co w tym zawodzie nie jest takie normalne, bo nigdy nie ma czasu na posiadanie dzieci. Mnie się udało.
Aktorka jest matką 28-letniej Mai i 22-letniego Jaśka. Jest dumna z nich i z tego, że ich ma, bo gdy nie ma w nadmiarze pracy lub nie ma jej w ogóle, ma rodzinę. Córkę przywiozła w miniony weekend do swojego rodzinnego Lipna i to ona towarzyszyła mamie w chwilach ogromnego wzruszenia jakie przeżywała w swoim mieście i na scenie swojego kina Nawojka.
– Rodzina jest bardzo ważna, jak nie najważniejsza – mówi lipnowianka. – Są osoby, które żałują, że nie mają dzieci, a czas popłynął. O tym mówi moja pani profesor Krystyna Tkacz.
Każda propozycja jest dla aktorki radością, ale ma zasady, których nie łamie. Lipnowianka nie gra w negliżu, nie rozbiera się przed kamerami. Odrzuciła już wiele takich propozycji.
– Ja nigdy się na takie rzeczy nie zgadzałam, a miałam trzy takie przypadki – wspomina Sadowska. – Pierwszy już na studiach. Dostałam rolę dziwną, ze scenami intymnymi, ale powiedziałam, że nie jestem dojrzała jeszcze i chyba nigdy nie będę do grania takich ról. Reżyser powiedział mi wtedy: "słuchaj, bo ty możesz nigdy w życiu niczego nie zagrać". Druga sytuacja to propozycja roli od Olafa Lubaszenko, w której miałam się rozebrać. Odpowiedziałam, że mogę zagrać, ale tylko w bieliźnie. Trzecia to rola Wioletty od Jana Englerta, to taka trochę goła zjawa biegająca po lesie. Powiedziałam, że goła nie zagram, ale w tiulach i z cielistą bielizną pod spodem. Nie trzeba się więc na wszystko zgadzać, można dojść do porozumienia, znaleźć rozwiązanie.
Pierwszą rolę zagrała u Kazimierza Dejmka, potem u Zbigniewa Zapasiewicza, a potem kolejne. Ulubiona i wyjątkowa filmowa rola to Halinka Struzikowa. Obecnie gra w pięciu sztukach teatralnych, a ogromną rozpoznawalność przyniosła jej rola w serialu "Klan", gdzie wciela się w postać Heniutki Kazuń. Wierzy, że jeszcze wiele tak znaczących i ciekawych ról przed nią, ale na scenach krajowych. Nie marzy o karierze zagranicznej.
– W garderobie najbardziej cenię sobie towarzystwo – przyznaje Małgorzata Sadowska. – Nie mam swoich miejsc, zazwyczaj natomiast bardzo lubię osoby, z którymi gram. W Teatrze Polskim dzieliłam garderobę z Niną Andrycz i ceniłam sobie to, że mogłam obserwować legendę polskiego teatru.
Obecnie Małgorzatę Sadowską można podziwiać na scenie między innymi we wspaniałej polskiej sztuce komediowej "Dwie połówki pomarańczy". Obok Dagmary Bryzek, Arkadiusza Nadera i Grażyny Zielińskiej zagrała tę główną rolę przed lipnowską publicznością w ubiegłą sobotę. Była wyjątkowa, tak jak reakcje publiczności.
Tekst i fot. Lidia Jagielska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie