
18 zastępów straży pożarnej prowadziło akcję ratowniczą, gdy na terenie dużego zakładu przemysłowego doszło do awarii. Potrzebna była ewakuacja pracowników oraz czerpanie wody z Wisły.
Wszystko działo się w piątkowe popołudnie. W Dobrzyniu nad Wisłą pojawiły się nie tylko wszystkie jednostki straży pożarnej należące do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego w powiecie, ale i policja oraz służby medyczne. Gdy doszło do wycieku amoniaku w chłodni, do boju ruszyło łącznie 18 zastępów strażaków, w tym dwa z jednostki PSP w Lipnie. Na szczęście były to tylko standardowe ćwiczenia dla jednostek z KSR-G powiatu lipnowskiego, organizowane co roku.
– Ćwiczyliśmy usuwanie skutków awarii chemicznej. Założenie było takie, że na terenie chłodni nastąpił wyciek amoniaku. Ludzie, którzy próbowali naprawić szkodę, zatruli się. Potrzebna była ewakuacja 26 pracowników. Podczas akcji okazało się, że 3 ludzi zostało na terenie zakładu. Najpierw zadysponowano pięć jednostek. Gdy okazało się, że siły są zbyt małe, zaalarmowano wszystkie jednostki z KSR-G w powiecie, które kolumną dojechały tutaj z Lipna – wyjaśnia bryg. inż. Jerzy Fydrych z PSP w Lipnie.
Ruch na drodze wojewódzkiej nr 562 był utrudniony, policja i straż ustanowiły wahadło. Co ciekawe, aby zdobyć odpowiednia ilość wody do takiej akcji, zbudowano zasilanie z zalewu wiślanego. Kilkanaście jednostek za pomocą pomp, węży i samochodów bojowych utworzyło linię o długości 1,2 km, dzięki czemu strażacy podali na teren zakładu wodę z rzeki. – Były to ćwiczenia ratownictwa chemicznego i ekologicznego. My realizujemy te zadania w zakresie podstawowym. Nie mamy sprzętu do działań specjalistycznych. System zorganizowany jest w ten sposób, że w kraju wyznaczane są jednostki do ratownictwa specjalistycznego jak np. chemiczne. Tutaj najbliższa jednostka specjalistyczna jest we Włocławku - dodaje Fydrych.
Warto dodać, że dzień wcześniej strażacy ćwiczyli wszystko na mapach i planach, a więc omawiali w teorii. Jak wypadli w praktyce? Nie obyło się bez przeszkód, ale najważniejsze, że zadanie wykonali. – Były minimalne przesunięcia czasowe, mieliśmy trudności z zaopatrzeniem w wodę, czas przyjazdu jednostek się wydłużył. Jednak założenia ćwiczeń są nieco na wyrost, dlatego osiągnięte czasy przy realnym zagrożeniu powinny być wystarczające – zapewnia Fydrych.
Cała akcja wzbudziła zainteresowanie zarówno mieszkańców Dobrzynia jak i kierowców przejeżdżających przez miasto. Dla strażaków była to bezcenna lekcja, bo w przypadku prawdziwej awarii chodzi przecież o ludzkie życie.
(ak)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie