Mimo upływu ponad 3 lat w dobrzyńskim samorządzie nic się nie zmienia. Opozycyjna większość w radzie miasta robi wszystko, by storpedować działania burmistrza. Komentują to już sołtysi, a niektóre kwestie wygłaszane na sesjach wywołują salwy śmiechu...
Misją każdego samorządowca powinno być służenie społeczeństwu. Zarówno burmistrz, wójt czy radny powinni robić wszystko, by przeprowadzać potrzebne inwestycje i wdrażać korzystne dla mieszkańców projekty. To banały, który zna nie tylko każdy samorządowiec, ale nawet postronny, niekoniecznie nawet bardzo uważny obserwator. To taka „oczywista oczywistość”. Ale nie w Dobrzyniu nad Wisłą. W tamtejszym samorządzie nic nie jest oczywiste, a wiele działań przeczy wszelkiej logice.
Poranna sesja
We wtorek (24.04) z samego rana dobrzyńscy samorządowcy spotkali się na jubileuszowej – pięćdziesiątej sesji, by decydować o ważnych dla miasta i gminy sprawach. W programie były m. in. zmiany budżetowe. I po raz kolejny propozycje przesunięcia części pieniędzy z jednych inwestycji na inne nie spodobały się opozycyjnej większości radnych. – Już na poprzedniej sesji mówiłem, że dobrzyńska oczyszczalnia jest w fatalnym stanie. Dlatego trzeba zostawić pieniądze, które były zapisane na to zadanie. Nie zgadzam się też na przesuwanie środków z boiska w Krojczynie – rozpoczął radny Henryk Domeradzki.
– Znów mówimy o kredytach. Każde pieniądze, które teraz przesuniemy i tak trzeba będzie oddać. A na tamte zadania trzeba zaciągać kolejne pożyczki. To może skutkować tym, że w kolejnych latach nie dostaniemy żadnych kredytów – dodał przewodniczący RM Jerzy Żurawski.
– Po co wciąż robimy zmiany? Dlaczego zmieniane są nazwy zadań? – dopytywał radny Mirosław Mierzejewski.
To nie nasze pieniądze
– Tych pieniędzy nie mamy w kasie, nie leżą na stole, to nie nasze pieniądze – przekonywała wiceprzewodnicząca rady Jadwiga Grudzińska.
Wiceburmistrz Krzysztof Głowacki wyjaśnił, że nazwy zadań są zmieniane, by dostosować je do kolejnych konkursów, w których urząd walczy o dotacje. Jeśli chodzi o oczyszczalnię ścieków w Dobrzyniu nad Wisłą, burmistrz po raz kolejny zaproponował radnym, by przesunęli część środków na remonty dróg, o czy szeroko pisaliśmy po poprzedniej sesji. Jak wyjaśniał Jacek Waśko, z powodu opóźnienia konkursu przez urząd marszałkowski i tak nie uda się zrealizować inwestycji w tym roku, stąd możliwość przesuwania pieniędzy zapisanych w budżecie. Druga sprawa dotyczyła boiska przy szkole w Krojczynie. Miał być wybudowany nowy obiekt, ale problem w tym, że działka pod budowę należy do skarbu państwa, a zarządza nią starostwo powiatowe w Lipnie.
– Korespondowaliśmy w tej sprawie ze starostą. W piśmie z maja 2017 r. starosta Krzysztof Baranowski wyjaśnił, że zlecił oszacowanie wartości działki i zachęcił nas do jej kupna. Mimo wcześniejszych obietnic nie przekazał jej nam. Dlatego nie możemy zrealizować tego zadania – mówi Jacek Waśko, burmistrz Dobrzynia nad Wisłą.
Za małe dotacje?
Jeszcze większe kontrowersje wzbudził temat remontu dróg w Płomianach i Kisielewie. – Jak to możliwe, że remont drogi Płomiany-Zbyszewo ma kosztować 980 tys. zł, a my mamy na to zaledwie 120 tys. zł dofinansowania? Przecież ustalaliśmy, że robimy inwestycje z minimum 50-procentowym dofinansowaniem. To kompromitacja – grzmiał przewodniczący Żurawski.
Chodzi o dotację z Funduszu Odrolnień Gruntów Rolnych, którą urząd mógł pozyskać na ww. drogę. Radnym opozycji nie podoba się, że jest tak niska. Nie przekonywały ich tłumaczenia, że remont drogi został podzielony na dwa etapy. Pierwszy zakończy się w lipcu br. Żeby zrobić drugi, potrzebna jest dotacja. Gdyby rada przesunęła pieniądze w budżecie i możliwe byłoby wzięcie dotacji z FOGR, udałoby się wyremontować prawie 2 km drogi.
– Robiliśmy z pomocą pieniędzy z FOGR drogę Dyblin-Stróżewo, jakoś to państwu radnym nie przeszkadzało. Z drogą Wierznica-Kochoń było podobnie. Dlaczego teraz przeszkadza? – pytał radnych Jacek Waśko. – Poza tym gdy byliśmy z komisją oglądać drogę Szpiegowo-Kisielewo-Bętlewo, radnym nawet nie chciało się wysiąść z samochodu. To jest najgorsza droga w gminie. Chcemy ją koniecznie wyremontować, złożyliśmy do wojewody wniosek o dofinansowanie. Jeśli odrzucicie państwo pieniądze z FOGR, będzie to oznaczać, że działacie na szkodę gminy.
To jest żałosne
Nie trudno się domyślać, że dalej trwała zażarta dyskusja, momentami pyskówka. W końcu nie wytrzymała Jadwiga Ziółkowska, sołtys Leni Wielkich. I akurat jej wypowiedź można traktować jako głos rozsądku. – Dziwię się innym sołtysom, że widzą co się dzieje i przez trzy lata siedzą cicho. Raz państwo radni mówicie, że chcecie remontować drogi, a teraz blokujecie remonty. Określcie się, czy jesteście za czy przeciw. Od dawna, nie od wczoraj, wiadomo było, które drogi trzeba modernizować. Nie można najpierw składać wniosku o dofinansowanie, a potem wykonywać projekt. Robi się odwrotnie. Gdzie tu logika? – pytała sołtys Ziółkowska.
Pobożne życzenia
Chodziło o to, czego większość radnych trzyma się od dawna. Mianowicie ustalono, że robione mają być tylko te inwestycje, na które uda się pozyskać minimum 50 procent dofinansowania. Niestety są to tylko pobożne życzenia, bo radni ci zapomnieli o tym, że nie da się otrzymać dotacji zanim się złoży wniosek, wygra konkurs. Tym bardziej niemożliwe jest ustalenie poziomu partycypacji środków zewnętrznych, najpierw trzeba oszacować koszty i zabezpieczyć środki we własnym budżecie. Tak nie działa żaden samorząd, więc plan wykonywania inwestycji wyłącznie z wysokim procentem dofinansowania to raczej zwykłe chciejstwo, które nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.
Odrzucili poprawki
Mimo tak zażartej dyskusji i trwającej ponad 4 godziny sesji (były też inne punkty – red.) większości rady nie udało się przekonać i projekt przesunięć budżetowych upadł. 9 radnych było za odrzuceniem poprawek, 3 przeciw, 1 osoba wstrzymała się od głosu. Opozycyjni radni jak mantrę powtarzają, że nie chcą inwestycji za pożyczone pieniądze. Zapominają jednak, że bez pożyczek ciężko cokolwiek samorządom zrobić. Mieszkańcom to przestaje się podobać.
– Proszę nauczycieli, by nie przekazywali tego co mówią radni na sesjach uczniom. Lepiej, żeby dzieci tego nie wiedziały, bo potem będą powtarzać te kłótnie w dorosłym życiu – skwitował całą sesją Mieczysław Wójtowicz, sołtys Dyblina.
Tekst i fot. Andrzej Korpalski
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
jak sołtysowa z LW